Recenzja filmu

Cedar Rapids (2011)
Miguel Arteta
Ed Helms
John C. Reilly

W siedlisku korporacyjnej rozpusty

"Cedar Rapids" ogląda się równie dobrze jako komedię obyczajową o szarej rzeczywistości współczesnych pracusiów w garniturach.
Przed projekcją komedii Miguela Artety żywiłem lekkie obawy co do odbioru tej produkcji przez polskich widzów. Czy przedstawione w "Cedar Rapids" kulisy amerykańskich delegacji nie będą dla nas tematyką nazbyt "egzotyczną"? Po obejrzeniu filmu coś mi jednak mówi, że wiele pokazanych w nim zdarzeń spokojnie mogłoby zaistnieć na naszym rodzimym gruncie. Chociaż w tej przezabawnej komedii nie tylko o firmowe swawole chodzi, to i tak ten wątek opowiedziany jest znacznie zręczniej od ciągniętej trochę na siłę historyjki o metamorfozie głównego bohatera.

Tom Lippe to trzydziestoczteroletni, dobroduszny agentem ubezpieczeniowym z Wisconsin, bodajże najnudniejszego stanu w całym kraju. Timmy - małomiasteczkowy, skromny człowiek o złotym sercu - za cel nadrzędny stawia sobie w swojej pracy niesienie pomocy klientom. Ta naiwna dobroć nie pomaga mu w robieniu kariery zawodowej, przez co ze smutkiem obserwuje sukcesy kolegów po fachu. Wszystko się odmieni, gdy prostoduszny Tim zostanie wysłany w zastępstwie na coroczny konkurs "Two Diamonds" do tytułowego Cedar Rapids. Służbowy wyjazd szybko okaże się jedną wielką imprezą, wypełnioną po brzegi alkoholem i seksualnymi ekscesami.

Reżyser wprowadza bohatera-przeciętniaka w świat ludzi, dla których przyjazd do Cedar Rapids jest jedyną odskocznią od codziennej rutyny. Sprośne żarty, dziko zakrapiane imprezy oraz przygodny seks stanowią główną, nieoficjalną domenę "Two Diamonds". Dla kluchowatego Tima będzie to oczywiście szok, który skutecznie załagodzą odrobinę bardziej doświadczeni uczestnicy zabawy. To właśnie na tych postaciach opiera się siła filmu. Show należy oczywiście do genialnego Johna C. Reilly'ego, nieomal kradnącego cały film Artety. Na krok nie ustępuje mu jednak Isiah Whitlock w roli Ronalda Wilkesa czy Anne Heche jako Joan Ostrowski-Fox.

Film nie zawodzi na żadnym polu. Jest w nim kilka scen perełek, podczas których widzowie będą zrywać boki ze śmiechu. Zwłaszcza basenowe popisy bohaterów oraz przeprowadzony w samych gaciach, ekspresyjny wykład Johna C. Reilly'ego stanowią kwintesencję humoru "Cedar Rapids". Przyznam, że ostry dowcip balansuje momentami na granicy przyzwoitości, ale na szczęście jego użycie jest w pełni uzasadnione (proszę pamiętać, że mamy do czynienia z dającymi upust emocjom strudzonymi ludźmi pracy).

Na zakończenie warto dodać, że mimo komediowej błazenady poprzez obraz Miguela Artety przedziera się momentami nutka smutnej refleksji nad monotonnym żywotem klasy średniej. "Odpoczynkiem" od marazmu w małżeństwie i nudnej roboty jest dla nich wychylenie lufy w tym samym środowisku, od którego uciekają. Dlatego "Cedar Rapids" ogląda się równie dobrze jako komedię obyczajową o szarej rzeczywistości współczesnych pracusiów w garniturach.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones